Obawy społeczne i potencjalne uciążliwości
Mieszkańców terenów, na których planowane są duże inwestycje, szczególnie z wykorzystaniem nowych technologii, zawsze dręczą obawy. Każda wielka budowa zakłóca dotychczasowy rytm życia. Obecność ciężkiego sprzętu, środków komunikacji, budowa infrastruktury są odczuwane przez mieszkańców jako uciążliwe. I nie można się temu dziwić. Nikt nie lubi gwałtownej zmiany dotychczasowego trybu życia. Tym bardziej dotyczy to budowy elektrowni jądrowej, która jest technologią zupełnie obcą w Polsce (mimo zaniechanej próby budowy siłowni na początku lat 90-tych), wywołuje niechęć mieszkańców sąsiadujących z wytypowanymi, potencjalnymi lokalizacjami tej inwestycji.
Chociaż elektrownia powstanie na niezamieszkanym terenie, miejscowi rolnicy, szczególnie ci, których gospodarstwa znajdą się w bezpośrednim sąsiedztwie inwestycji (w tzw. strefie ochronnej), staną przed dylematem: czy przenieść się na nowe gospodarstwa oferowane przez inwestora, czy też przyjąć odszkodowanie, czy może sprzedać ziemię i przeprowadzić się do pobliskiego miasta lub w zupełnie inne strony. Będzie to pierwszy dylemat, z jakim zmierzą się mieszkańcy tuż po ostatecznym wyborze lokalizacji siłowni. Ze względu na nadmorskie położenie część z nich nie tylko prowadzi działalność rolniczą, ale także agroturystyczną. To nagłe decydowanie o dorobku całego życia będzie dla nich największym problemem. Ale dotknie on względnie niewielką grupę – od kilkunastu do kilkuset – osób.
Inwestycja na tak dużą skalę zakłóci także rytm życia mieszkańców i przyrody. W czasie budowy będą użyte duże ilości sprzętu, powstanie sieć dróg komunikacyjnych przerywających dotychczasowe szlaki komunikacyjne, staną szpalery słupów energetycznych, powstaną rurociągi naziemne, czasami kanały wodne. W pobliżu budowy zlokalizowane będą osiedla mieszkaniowe dla załóg budowlanych. Istotną uciążliwością będzie jednak odczuwanie tzw. „atomowego horroru”, jak opisuje to Gustaw Syga w swojej książce. Im większe miasto i im bliżej sąsiadować będzie z budowaną elektrownią (co oznacza rozleglejsze domniemanie zagrożenia interesów, np. dochodów z tytułu atrakcyjności turystyczno-wypoczynkowej), tym potencjalnie większa będzie liczba, powodowanych obsesyjnym strachem, głosicieli kataklizmu. Ludzie ci dochodzą do swoich „prawd” emocjonalnie, wspierają się fałszywymi autorytetami, dokumentami i danymi, używanymi w mylącym kontekście. Paradoksalnie, rodzaj i zasięg kłopotów zależeć będzie nie od samego faktu dużej budowy, a właśnie od tych ludzi. Powstaje ogromny problem, jeśli w gronie głosicieli „nieszczęścia” znajdą się lokalne autorytety, osoby znane, szanowane i wiarygodne zawodowo, ponieważ skuteczniejsze będzie rozprzestrzenianie się katastroficznych lęków i poczucia zagrożenia. Już dziś typowi przeciwnicy budowy elektrowni jądrowej, nie wywodzący się zwykle z lokalnych środowisk, z uporem powtarzają, że bez względu na realizatorów, na ich intencje, na osiągane rezultaty, jeśli coś może pójść źle, to na pewno pójdzie. I tak humorystyczne „prawo” Murphy’ego nabiera rangi prawa natury. Można zaobserwować jednak, że budzi to coraz większy sprzeciw i protest tych mieszkańców, którzy widzą w inwestycji nie tylko same wady i uciążliwości, ale przede wszystkim korzyści.
I bardzo dobrze! Każda duża inwestycja to przede wszystkim korzyści, których nie ukrywa się. Nie kwestionujemy przecież wszelkich możliwych niedogodności, a ponieważ lokalizacja elektrowni jądrowej jest realizacją interesu całego kraju, to oczywiste jest, że ta część nakładów finansowych, która zawsze bywa przeznaczona na dostosowanie otoczenia do warunków eksploatacji budowanego obiektu, musi być znacznie powiększona dla zrekompensowania uciążliwości. Tak jest na całym świecie i podobnie będzie w Polsce.